wtorek, 4 marca 2014

Still in Lublin

Miłość. 
Ile jest w niej magii z bajek Disneya i czy możliwe jest, żeby było to coś więcej, niż twarda kalkulacja. 
Suma tego na ile i kogo mnie stać i czym to będzie procentować?
Ta osobę, którą przedstawię rodzinie, pokażę znajomym, ludziom z pracy, całemu światu. Której fotkę wklepię na fejsbuka, instagrama. Której, nie będzie się trzeba wstydzić jak zechce się odezwać publicznie. Osobę z którą będzie mi łatwiej i fajniej spędzać czas. Razem uprawiać sport, tańczyć, kochać się, bawić się. Żyć. 
Punkt dwa: ekonomia. Samo przez się- razem łatwiej. 
Punkt trzy: założyć rodzinę. Ludzie to robią. Z różnych przyczyn. Bo tak się robi, bo nie chcą być sami. 
Chcą gdzieś przynależeć. 
Wczoraj czytałam artykuł na temat książki, której autor twierdzi, że mężczyzna wybiera kobiety o szerszych biodrach, o potencjalnie szerszym kanale rodnym, bo te łatwiej urodzą mu dziecko i nie ścisną nadmiernie jego głowy. A kwestia urody twarzy, ciała jest informacją o posiadanych zdrowych genach.
Miłość i to wszystko, może być naprawdę świetne, jak w bajce- póki nagle błyskotliwy, zaradny partner/partnerka się zestarzeje, utyje, dostanie wylewu, zachoruje na śmiertelną chorobę, która sparaliżuje całe ciało, zbrzydnie, ulegnie wypadkowi w której straci - rękę, nogę, oko, umiejętność mówienia i stanie się słaba/y, będzie potrzebować pomocy i opieki już zawsze. 
Albo dopóki samemu jest się silnym i zdrowym. A przecież nadal trzeba żyć.
A całe to skomplikowane równanie z reguły tego nie zawiera.